niedziela, 13 kwietnia 2014

Czasem trudno dogadać się z instytucją, czyli kurturarnie i o życiu

Ulżyło mi trochę w kwestii Wojtka, długo czekaliśmy na wizytę u specjalisty ortopedy, ale jak już się dostaliśmy, to do samego szefa kliniki. Nie wiem, na jakiej zasadzie pacjenci trafiają do lekarzy, czy szef czyta karty i wybiera, ale nie sądzę, żeby miał czas, po prostu przypadek. Chyba.
Tak czy siak widział nas, wysłuchał w czym problem i pierwszy raz nie zignorował, nie zrzucił tego na jakąś głupotę, tylko wytłumaczył w czym może leżeć problem i jak się zabierze do jego rozwiązania. Na początek rezonans magnetyczny. I nawet nie będziemy czekali miesiącami, bo wpisał syna jako pilne, więc góra 2 miesiące podobno. Uwierzyć nie mogłam.
Ulga nie do opisania. Wreszcie ktoś znający się na sprawie, koniec szukania na oślep, może to, może tamto, on ma obraz sprawy i chyba już wie, co się dzieje.

Mam już termin sprawy o sprzedaż lokalu, mam nadzieję, że sąd się przychyli do tego pomysłu i skończą się problemy z utrzymaniem mamy. Potrzeba mi oddechu w tej kwestii, bo mnie stres zabija, czuję, że choroby, nieradzenie sobie z wirusami, przewlekłe bóle głowy, koszmary senne to wszystko stres. Wiem i nie umiem temu zaradzić. Jeszcze nie daj Bóg jakiegoś raka wyhoduję z tego wszystkiego, a potrzebna jestem nie tylko mamie, ale i moim dzieciom, Wojtek studiów jeszcze nie ma, dużo wyzwań przede mną.
Jest światełko, może mi przedłużą te praktyki w centrum dziennym, niby nie dają nikomu drugiego roku, ale że nie ma pracy w tym sektorze, bo nie przyjmują nowych na razie, to chociaż tak, żeby mieć większe doświadczenie, potem się starać o stałą posadę. Każdy rok przynosi nowe rozwiązania, nowe możliwości, tutaj na prowincji ciężko coś nowego wymodzić. A na przenosiny znowu w nowe miejsce już nie mam ochoty, ani siły.

Oglądałam dzisiaj na Kino Polska 'Zaklęte rewiry'. Już zapomniałam, jaki to jest dobry film. Nigdy nie czytałam książki, żałuję, muszę to nadrobić.
Teraz oglądam 07 zgłoś się. Mam leniwą niedzielę, chociaż planowałam prasowanie, idą święta i chciałam nadrobić zaległości w tym zakresie. Dupa zbita, łeb mnie od rana boli. Właściwie pół nocy cierpiałam, bałam się wstać po ciemku po tabletki, że jeszcze tym złamanym niedawno palcem znowu w coś przyłożę, albo zmiana pozycji doprowadzi do jakiego wylewu (nie wiem, czy to możliwe, pewnie nie, ale sobie tak w nocy wykoncypowałam, że mnie krew zaleje i leżałam w strachu).
Załadowałam tabletki przeciwbólowe, średnio pomogły, i oglądam. Ten serial jest zaskakująco akturalny, oczywiście nie mundury itp, ale teksty naprawdę ponadczasowe.

- Otwórzcie okno, zdaję się, że tu orłów nie ma, żaden nie wyleci
- A pan major drzwiami?
- Poruczniku Borewicz!

I ten Borewicz taki nomen omen pies na baby. Niby facet nie jest za przystojny, ale gra tak, że można mu wierzyć w tej kwestii.
- Poruczniku Borewicz, przekonalibyście się wreszcie do instytucji małżeństwa - Zubek mówi
- Tylko wiecie, czasami trudno dogadać się z instytucją - odpala Borewicz.
Cudne te dialogi. I muzykę lubię. Kiedyś się pisało specjalnie dla filmu, nie używało ogólnie znanych piosenek.

A jak już w kwestii kurtury, to chciałbym Wam polecić najnowszą powieść Remigiusza Grzeli - Złodzieje koni. Piszę o niej TU.