sobota, 3 listopada 2012

Śniadanie mistrzów z przeszkodami, a robota czekać nie będzie

Mój sobotni rytuał, o ile oczywiście jestem w domu, to kawa pita niespiesznie przy Drugim Śniadaniu Mistrzów na TVN24. Cały tydzień cieszę się na tę godzinę, kiedy to zaproszeni przez Marcina Mellera goście dyskutują o różnych zjawiskach i komentują to, co dzieje się w Polsce i na świecie.
I dziwnie akurat w tym czasie wszystko musi się dziać - dzwonią telefony, mąż rozpala w kominku i najpierw klęczy mi 'na telewizorze', a potrzebuje pomocy, pies wyje bo mu zabawka gdzieś wpadła - zwariować można.
Niezależnie od pory, czasem oglądam powtórki, zawsze coś się dzieje i mi przeszkadza. A jak program się kończy, telefony milkną, mąż znika w ogrodzie, pies zasypia na kanapie i panuje idealny spokój.

Plus taki, że teraz siedzę w pokoju dziennym przy kominku i się grzeję, pisząc do Was. Strasznie zimno się zrobiło, jakoś tak przenikliwie, do tego wilgotno i co by człowiek nie robił, nie może się ogrzać. My nie włączamy ogrzewania kaloryferami na cały dzień i noc, tylko na godzinę czy dwie. Gdyby trzeba było grzać non stop, poszłabym z torbami. Zresztą nie ma takiej potrzeby. Pod tym względem to w Polsce jest luksusowo, wiem, że mamy zimy bardziej mroźne, ale już teraz grzejniki grzeją na dyfer od rana do nocy w polskich blokach. Pamiętam, że mi było zawsze za ciepło, okna się otwierało, przykręcało grzejniki, a i tak było gorąco.

Gdybym nie miała tłumaczenia na cito, to bym teraz siedziała przy tym kominku z 'Korektami' Franzena, a tak, do pracy, do roboty!

A poza tym oszalałam na punkcie serialu Sherlock, tego nowego brytyjskiego. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, bo nie lubię historii Holmes-Watson, a tu taka niespodziewanka. Muzyka jest po prostu fantastyczna, nie mówiąc o samym serialu. A w niedzielę zaczyna się skandynawski na podstawie powieści Lizy Marklund, będzie uczta.