poniedziałek, 14 listopada 2011

Magda M ciągle w formie, a siostry służebnice obudziły we mnie lwa i tak ogólnie - czepiać się będę

Zawsze rano do śniadania włączam sobie Dzień Dobry TVN.
Wiem, wiem, telewizor jest fe, zabiera czas, wprowadza niepotrzebny szum, zaburza logiczne myślenie, jest wcieleniem diabła i inne tym podobne. Niech Wam będzie. Ja go sobie mam, czasem nawet oglądam, lubię różne takie funkcje w nim, typu zmiana kanałów i możliwosć obejrzenia czegoś ciekawego, zasłyszenia wiadomości z kraju i ze świata, albo po prostu zwykłego leniwego relaksu, bo podczas jedzenia to ja nie czytam. Ale oglądać mogę.

Dygresja - a swoją drogą, dziwna rzecz, że ludzie, którzy telewizora nie mają, spędzają godziny cale oglądające seriale na komputerze, mogą one byś sobie nawet durne, ale fakt nie posiadania telewizora czyni z tych ludzi elitę inteligencką, rebeliantów przeciwko papce podawanej przez stacje i takie tam inne bzdury. Jakby nie było wolnego wyboru i pilota w zasięgu, jakby nie można było pudla wyłączyć, albo kanału zmienić. Jakby reklamy zabijały (ja się czasem, jeśli nie odejdę od TV, albo nie czytam prasy w tym czasie, świetnie na nich bawię), a programy tylko dlatego, że są w ramówce stacji, zabijały indywidualność. Ale gapienie się w laptopa lub ekran monitora już nie jest passe.
Koniec dygresji
Po edycji - czuję się w obowiązku dopisać, że nie przeszkadza mi, że ktoś telewizora nie ma, niech sobie ma lub nie ma, ogląda co chce i na czym chce, ale przeszkadza mi, że mnie ludzie szczują, bo ja mam i czasem lubię coś na nim obejrzeć. 
I to już naprawdę koniec dygresji

Słucham z kuchni rano, o czym mówią w DDTVN, czasem fajny przepis, czasem ciekawy wywiad, a czasem nic ciekawego wtedy przełączam na radio. Zależy.
Dzisiaj wstałam wprawdzie wcześnie, ale nic z moich ulubionych rytuałów bezrobotnej kobiety (bez jak bez, ale z domu nie wychodzę wszakże) nie zaliczyłam, bo od rana odbierałam telefony. Ludzie to mają tupet. Co z tego, że jestem w domu, ale przecież nikt bez uprzedzenia i bez ważnego powodu nie musi mnie punkt dziewiąta napadać i zaprzątać swoimi sprawami, tylko dlatego, ze mu tak wygodnie. Czyż nie? Może ja się czepiam? Ale mamusia mnie uczyła, że przed dziesiątą nie wolno nikomu przeszkadzać, chyba, że się człowiek umówił inaczej. Bez przesady, ja nie jestem przecież biuro czynne od 7.
I to nie było nic nagłego, z tego, co się zorientowałam koleżanka zaplanowała sobie wizytę w urzędzie, ale bez języka wiadomo - trudno się dogadać, no to siup, telefon do przyjaciela. Jeszcze chociaż żeby to była krótka piłka - cześć, potrzeba mi przetłumaczyć coś, mogłabyś, daję ci panią. To nie, najpierw pierwszy telefon - jak się masz? Co tam słychać? No żesz kurna, i co ja mam na to odpowiedzieć? Stoję na boso, w koszuli nocnej, bo mam niepowtarzalną 'okoliczność przyrody' czytać do późna, skoro nie muszę się zrywać, a tu takie pytanie.

No nic, tylko spokój może nas uratować. Zen. Ammmmmmmm.
Wzięłam kawę i kanapkę i akurat wpadłam na Magdę M. No nie, bez przesady, ale to już było.
Ale w międzyczasie zdążyłam się umazać jedząc, nie było jak przełączyć, pomyślałam - dobra, przecież i tak nie będę oglądać, praca czeka (tłumaczenie, felieton, inne drobiazgi, blogowanie, jak widać na załączonym obrazku), usiadłam głębiej w fotelu i ..... obejrzałam cały odcinek. Wiecie co, to był całkiem dobry serial. Pamiętam go doskonale, ale drobiazgi mnie zaskoczyły. Dziwię się, że aktor grający geja Sebastiana, miał z tego powodu problemy. Gra go świetnie, nie przerysowuje (akurat wpadłam na scenę pierwszego zauroczenia kolegą z pracy), a do tego każda kobieta, każdusienieńka, chciałaby miec takiego kumpla.
A skąd siostry służebnice w tytule? Ano jakoś mnie szlak trafił, kiedy przeczytałam w Trzeciej Cukierni pod Amorem, że gdzieś tam w Rzymie był dom, gdzie mieszkali księża, a z nimi siostry słuzebnice, bo tam cichutko przemykały, wzrok spuszczały mijając księdza, gotowały, prały, sprzątały, czyli co - darmowa służba dla facetów w sukienkach, co sobie w wolnych chwilach w karty rżnęli. Ale się we mnie zagotowało. Jakoś trudno mi się z tym zgodzić. Rozumiem, że ktoś to musiał robić, nie ludzie z miasta, żeby nie kusić, ale siostry mające powołanie są wysyłane do służenia innym mającym  powołanie, bo ich powołanie jest wazniejsze od sióstr zakonnych powołania, bo oni mogą w książkach i  mieć przyjemności, nawpieprzać się darmowego jedzenia, gotowanego jak? Cudowna moc stworzenia? Nie, te kobiety tam w pocie czoła przy garach. A rano, chyba o 5, do kaplicy, bo potem trzeba innym ważnym żarcie przygotować i gacie uprac. Wrrrrrrrr.
Dzień czepialski mam.