poniedziałek, 3 października 2011

Podłoga nie zając, a życie i owszem

Niedawno zmarła Phil, moja droga znajoma, tu w Irlandii.. Była chora od jakiegoś czasu, ale jakoś nie mieściło się nam w głowie, że ma przed sobą kilka dni. Słowa księdza Twardowskiego – spieszmy się kochać ludzi - mają wyjątkowe zastosowanie dla mnie w tym wypadku, bo odkładałam wizytę u niej na bardziej sprzyjający czas, uważałam, że jeszcze zdążę, jeszcze nie dziś, może jutro znajdę więcej czasu? Nie zdążyłam. Inna rzecz, że odwlekałam wizytę, bo nie bardzo wiedziałam, jak się zachować? Zobaczyłam ją na lotnisku żegnającą przyjaciół, była już bardzo spuchnięta i słaba, ale ja w jakimś odruchu zaprzeczenia wytłumaczyłam sobie, że to z powodu leków, ale przecież one ją wyleczą i znowu wszystko wróci do normy.
Trudno jest obcować z czyimś nieszczęściem. Nigdy nie wiem, czy swobodnie mówić o chorobie, czy raczej udawać, że nie istnieje? Czy można żartować, a może zachować powagę? Chorzy ludzie mówią -  nie unikajcie nas, mówmy o wszystkim - ale to nie jest takie łatwe. Na dodatek Phil była bardzo świadoma swojego stanu, a ponieważ była samotna, w sensie braku najbliższej rodziny, bo ludzi wokół niej było wiele, postanowiła przekazać swoje rzeczy do sklepu, z którego dochód idzie na cele charytatywne. I tak powoli donosiła tam książki i porcelanę oraz różne drobiazgi. Nie miała wiele, bo nie była typem posiadacza, dla niej ważniejsze było raczej być niż mieć. Żyła świadomie i ekologicznie. Ponad rok tak umierała na oczach całego miasta, rozdając ruchomości. I ja coś dostałam, tyle, że wcześniej. Zastanawiam się, czy ona już wtedy wiedziała o diagnozie? W każdym razie mam od niej piękny półmisek, który mi dech zaparł, kiedy ją wizytowałam. Dzięki temu mam po niej pamiątkę – nie wszystek umrze.
Kiedyś mnie odwiedziła z zaskoczki, akurat myłam podłogę w kuchni. Po kilku miesiącach znowu mnie znienacka wizytowała i przypadkiem, bo ja nie jestem znowu taka porządnicka, żeby codziennie, znowu myłam podłogę w kuchni. Spojrzała na mnie i powiedziała poważnie – Kasia, ja cię błagam, nie zmarnuj całego życia na mycie podłogi.
Na swoje życzenie została złożona w wiklinowej trumnie, ekologicznej oczywiście. Na ‘łejka’ czyli czuwanie przyszli przyjaciele, dom był oświetlony świeczkami i ubrany w kwiaty z jej ogrodu. Pomyślałam o jej cielesnej powłoce już dla niej nieprzydatnej, o tych ludziach skaczących z płonących wież dziesięć lat temu, bo zmarła dokładnie w rocznicę 11 września w NY i powtórzyłam za Phil – Kaśka, nie zmarnuj życia na mycie podłogi.